KAIKOURA – CHRISTCHURCH (29-31/01/09)
Wpisał lefcia, data Luty 17th, 2009Po emocjach zwiazanych z obserwowaniem fok i swietowaniemm przekroczenia 42 równoleznika napojem, którego nazwe jestem zmuszona tu pominac ruszamy w dalsza droge na poludnie. Poczatki ida dobrze, jest w miare plasko, ale wkrótce Wyspa Poludniowa wraca do swojego górzystego charakteru.
Pomiedzy Cheviot a Waipara trafia nam sie gratka – Greta Valley – stromy i dlugi podjazd, rowerzysta z Niemiec (wymieniamy cenne uwagi) oraz Greta Valley Cafe. Miejsce, gdzie trzeba sie zatrzymac. Kupujemy tam wódke miejscowego wyrobu o mocy 13,5% (!)
Potem jest z górki przez jakis czas, ale niestety, znów daje nam sie we znaki duzy ruch. Myslelismy, ze koszmar Wyspy Pólnocnej, kiedy to samochody, a zwlaszcza ciezarówki z drewnem niemal spychaly nas z drogi, juz sie skonczyl.
Tak naprawde w Nowej Zelandii narzekamy na: góry, wiatr w twarz, ale przede wszystkim – kierowców i ruch samochodowy! Niektórzy z nich wykazuja sie pewna doza inteligencji i mijajac nas, zachowuja stosowna odleglosc. Pozostala wiekszosc stara sie za wszelka cene nie przekraczac srodkowej linii rozdzielajacej pasy ruchu. A z reguly trzymaja sie ciaglej linii wyznaczajacej pobocze. Nawet jesli droga jest prosta po horyzont i pusta! Czasem sie o nas ocieraja, na szczescie pobocza przewaznie sa szerokie wiec mamy gdzie uciec.
Zauwazylam tez pewna prawidlowosc – trzymajac sie pobocza, jestem bardziej narazona na niebezpieczne mijanie niz jadac droga. Widac czuja respekt przed rowerzysta na drodze a nie zauwazaja go na poboczu.
Po drodze do Christchurch spotykamy rowerzyste z Chicago, który urodzil sie w Polsce i mówi dosc dobrze. Mam wiec okazje ponawijac w macierzystym jezyku! Jakis czas jedziemy razem, ale gosc wybiera wjazd do miasta “autostrada” – my odpuszczamy, wolimy zwykle drogi, mamy wystarczajaco duzy zastrzyk adrenaliny samochodowej. Poza tym to kolejny przedstawiciel wyscigowca.